Felietony

Kobiety „nie nasze” są antykobiece

Polskie feministki wciąż walczą o prawa kobiet: ich rozwój, niezależność, wolność czy równość. Tak przynajmniej deklarują. I może nawet kiedyś tak było, a na pewno miało być. Hasła emancypacyjne zostały jednak szybko przekształcone w indoktrynację podporządkowaną bieżącej polityce, a dyskusja zastąpiona zasadą: albo jesteś z nami, albo przeciw nam.

Przed tygodniem, 2 i 3 września w Poznaniu, odbył się XV Ogólnopolski Kongres Kobiet, reklamowany jako jubileuszowy. Hasło zgromadzenia brzmiało: „Kobiety mają głos! Równość, edukacja, przyszłość”.

KK to stowarzyszenie powstałe w 2009 r. Nieprzypadkowo w tym właśnie roku – chodziło o to, by zaznaczyć, że 20 lat po obaleniu komuny kobiety dalej muszą walczyć o swoje prawa. Stowarzyszenie działa więc już od 15 lat. Z tej okazji jego założycielki Henryka Bochniarz, ekonomistka, polityk i biznesmenka oraz Magdalena Środa, profesor(ka) filozofii, tuż przed jubileuszowym zjazdem, postanowiły zrecenzować na portalu wyborcza.pl jakość ruchu feministycznego w Polsce, a przy okazji sytuację kobiet, i ich zdaniem nie wygląda to dobrze.

„Będę się upierać, że nasza polska sytuacja jest wyjątkowo paskudna. 34 lata po przewrocie demokratycznym Polki są pozbawione prawa decydowania o swoim życiu” – żali się Henryka Bochniarz.

Co zatem poszło nie tak?

Nóż w plecy

Obydwie aktywistki z nostalgią wspominają czas, gdy ich kongres ruszał, jednocząc – jak twierdzą – różne środowiska. Praca u podstaw nie była łatwa, ale z czasem okazało się, że warsztaty dla pań przynoszą rezultaty, nawet, a może szczególnie, dla tych, po których by się tego najmniej spodziewano. Magdalena Środa wspomina, jak na jeden z kongresów, który odbywała się jeszcze w Warszawie, w Pałacu Kultury, zaprosiły Chór Kobiet. „To grupa, która śpiewa ostre kawałki: o ciele, aborcji, bardzo antykościelne. Pamiętam, że miałyśmy długą dyskusję, czy dziewczyny powinny wystąpić i czy nie zrażą kobiet ze wsi i małych miasteczek, których sporo było na Sali” – opowiada. Tymczasem najlepiej bawiły się wtedy właśnie panie z prowincji.

Prof. filozofii, znana ze swojej antyklerykalnej retoryki, osiągnęła więc sporo: udało jej tchnąć nowego ducha w „zaściankowe” i tradycyjnie konserwatywne kobiety. Ale cóż z tego, skoro na funkcję Pełnomocnika Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn powołuje się taką Elżbietę Radziszewską, jak mówi prof. Środa, „najbardziej kościółkową” na tym stanowisku. A ta uznaje m.in., że katolicka szkoła nie musi zatrudniać lesbijki jako nauczycielki. W dodatku jej argumenty (kolejny nóż w plecy) podziela znany prawnik prof. Andrzej Zoll i półtora tysiąca innych liderów opinii, którzy sprzeciwiali się procedurze odwołania jej z funkcji pełnomocnika.

Takich nieprzyjemności było więcej.

„Głosujemy na feministki”

Kim są panie, które każą wszystkim „wypier…”? Przewodnik po polskim feminizmie

Przyszłość polityki czy gwiazdy jednego sezonu?

zobacz więcej
W 2013 roku na zjeździe pojawiły się działaczki z organizacji „Kobiety dla Narodu”. One również postanowiły walczyć o prawa kobiet, ale w ogóle nie pasowały do układanki kongresu. Bo zamiast walczyć o prawo do nielimitowanych skrobanek, chciały uporać się z problemami, z jakimi spotykają się matki oraz kobiety, które chcą mieć dzieci. Chodziło o zapewnienie im pracy, stymulowanie do samorealizacji, dbałość o to, by takim samym szacunkiem cieszyły się zarówno panie pracujące oraz wychowujące dzieci w domu, jaki i te realizujące się w zawodach poza nim. Sprzeciwiały się również przemocy wobec kobiet, szczególnie walcząc z handlem żywym towarem. Po drodze im było z tradycją narodową, a nie dewizą Virginii Woolf, zgodnie z którą kobieta nie ma ojczyzny, bo nie musi się chować za narodem, jeśli chce być działaczką feministyczną.

Szybko okazało się zatem, że walka o równość dla wszystkich kobiet mija się z celem. „Kobiety, które nie podzielają naszych poglądów, chcą być pomiatane przez mężczyzn, dlatego hasło Kongresu »Głosujemy na kobiety!«szybko przekształciło się w »Głosujemy na feministki«” – wspomina Magdalena Środa.

Pani profesor wcześniej uznawała, że kobiety mimo różnic politycznych w pewnych kwestiach myślą podobnie. Ku swojemu rozczarowaniu doszła jednak do wniosku, że kobiety o odmiennych poglądach są „totalnie antykobiece”.

I nie jest to pogląd odosobniony. Sylwia Chutnik, pisarka i działaczka feministyczna ma podobne spostrzeżenia. W jednym z wywiadów przyznała: „Myślę, że byłabym skłonna siąść z dziewczynami z marszu narodowców. Zawsze byłam skłonna szukać wspólnych płaszczyzn porozumienia. Nauczyła mnie tego działalność społeczna, różne alianse z osobami, które były po drugiej stronie barykady. Ale z biegiem lat mam coraz więcej pytań, czy warto rozmawiać. Nasze życie publiczne sprawia, że zwyciężą silniejsi, ci, którzy przerywają, nie mają wartości demokratycznych.”

Czyli feministki walczące w teorii o prawa wszystkich kobiet ograniczyły swoją misję do walki o prawa kobiet podzielających entuzjazm dla aborcji bez granic czy walki z „kościółkową” mentalnością.

Panie z kongresu na początku nie wykluczały współpracy nawet z mężczyznami, ale tu już było znacznie gorzej. Owszem zdarzali się tacy, którzy popierali hasła feministek, ale wkrótce wychodził z nich jak nie narcyz, to seksista.

Nie donoś na swoich, bo nie będziesz „swój”

Męski świat „fallicznych przywódców”, jak określiła go jedna z działaczek, miał się rozpaść, a przynajmniej solidnie zachwiać po akcji ruchu „Me Too” i słusznym gniewie po nagłośnionej aferze związanej z molestowaniem aktorek przez potężnego producenta filmowego z Hollywood, Harveya Weinsteina. Hasło #Me Too było tweetowane i retweetowane ponad pół miliona razy. Cóż z tego, jeśli, jak ubolewają Henryka Bochniarz i Magdalena Środa, zarówno w Polsce, jak i za granicą efekt ruchu był stosunkowo krótkotrwały. A idea sprzeciwu wobec podobnemu traktowaniu kobiet została potraktowana w sposób wybiórczy.
XV Kongres Kobiet za nami. Organizatorki dziękują uczestniczkom plakatem na Facebooku.
Przykład? Jesienią 2017 r. wybuchła afera, która rozgrzała internet. Czara goryczy przelała się w środowisku najbardziej postępowym z postępowych, gdy znany pisarz o właściwych poglądach krzyknął w kawiarni do swojego kolegi w obecności dziennikarki „Wysokich Obcasów”: „Choć, kurwy już są!”. Dziennikarkę zamurowało, ale po pewnym czasie zdecydowała się zdarzenie opisać w ramach #Me Too właśnie.

I tego już było za wiele. Feministyczne agitatorki, prężnie działające na KK takie jak np. Kazimiera Szczuka zapłonęły świętym oburzeniem, że dziennikarka obsmarowała dowcipnego faceta o może i patologicznym poczuciu humoru, ale jednak w żaden sposób nie kwalifikującego się do akcji „Me Too”. Padły zarzuty o rozmywanie akcji związanej z molestowaniem seksualnym. Do krytyki nieostrożnej dziennikarki przyłączyła się grupa autorytetów szeroko pojętego „środowiska”. Wśród nich znalazła się inna dziennikarka „Gazety Wyborczej” Magda Żakowska. Przytoczyła ona kilka innych „wesołych” powiedzonek znanego i lubianego pisarza o słusznych poglądach, m. in. żarcik, że „jak mu da dupy, to pozwoli jej dopić jego piwo…”. No, ale tak w ogóle to przecież ciepły i miły człowiek, więc po co ten szum?

Okazało się, że nieszczęsna dziennikarka WO złamała świętą zasadę feministek: „nie donosimy na swoich”.

Podobną kobiecą „solidarnością” wykazała się Kazimiera Szczuka, gdy przyszło jej komentować sprawę głośnego w owym czasie molestowania kobiet w noc sylwestrową w Kolonii i innych niemieckich miastach przez świeżych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Szczuka przyznała wprawdzie, że to terror, jednak usprawiedliwiała postępowanie przybyszów, tłumacząc, że na dyskotekach w Polsce też dochodzi do zbiorowych gwałtów. Jej głos był szczególnie zaskakujący, bo dwa lata później sama publicznie przyznała, że jako dziecko padła ofiarą molestowania.

Niezbyt pilna uczennica
Ale wśród działaczek z tej samej strony barykady szyk nigdy nie był prosty i krok równy. Henryce Bochniarz na przykład od początku wytykano jej majątek, a także oskarżano o lans na plecach „dziewczyn z Biedronki”, które w ramach „równouprawnienia” targają towar z magazynu na półki.

Co więcej brak porozumienia widoczny jest nie tylko w treści, ale w formie. Henryka Bochniarz podkreśla, że najmodniejsza ostatnio formacja feministyczna Strajk Kobiet nie jest konkurencją dla Kongresu Kobiet. Można w to nawet uwierzyć, bo liderka SK, Marta Lempart jest wszak absolwentką Letniej Akademii Kongresu Kobiet, a więc wychowanką Bochniarz i Środy. To tam nauczyła się, jak działać i wykorzystała to potem na ulicy.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Bochniarz ma jednak żal do uczennicy, że nie wykorzystała dotąd potencjału Strajku Kobiet i nie przeobraziła go w partię polityczną. „Fajnie jest wyjść na ulice i krzyczeć »wypierdalać«, fajnie jest zrobić Kongres raz do roku, ale czym jest oprócz miłego spotkania i wymiany poglądów? Nie mówię, że to nie jest ważne, ale jest niewystarczające, aby dokonać jakościowej zmiany. Ja wiem, jaka to żmudna robota” – żali się Bochniarz.

Lempart na razie co prawda nie ma chyba ochoty na działalność stricte partyjną, ale prof. Środa wciąż wierzy w swój ruch i siłę jego założycielek. „Kongres rzeczywiście nosi nasze piętno, a my mamy w swoim działaniu elementy autorytarne. Kłócimy się między sobą, ale jak już coś wykłócimy, to tak jest. (…) Bo my stare baby jesteśmy i wiemy, czego chcemy…” – przyznaje Środa, po czym dodaje: „Fenomen Kongresu polega na tym, że od początku jest to niezwykłe spotkanie kobiet i środowisk, które normalnie się nie spotykają. Nikt nikogo nie próbuje wykorzystać”.

Czy aby na pewno?

– Sławomir Cedzyński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



Autor jest dziennikarzem portalu i.pl
SDP 2023
Zdjęcie główne: Matki założycielki Kongresu Kobiet Henryka Bochniarz (z prawej) i profesor Magdalena Środa (z lewej) podczas otwarcia XIV Kongresu Kobiet, który odbył się w ubiegłym roku w Hali Stulecia we Wrocławiu. Fot. PAP/Maciej Kulczyński
Zobacz więcej
Felietony Najnowsze wydanie
Twardoch niejednoznaczny... Ślązacy też mają swoje winy
Jednak nie pozwolił sobie na pokazywanie środkowego palca naszym sąsiadom zza Odry.
Felietony Najnowsze wydanie
Zwierzęta
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony Najnowsze wydanie
Zaczynał od witraży i kawałka papieru, na którym drukował książki
Ks. Józef Sadzik zasłużył na order Orła Białego.
Felietony Najnowsze wydanie
Krótkie życie pralki, czyli rzecz o ekologicznej hipokryzji
Nikt nie ma odwagi rzucić rękawicy korporacjom odpowiedzialnym za zaśmiecanie Ziemi.
Felietony Poprzednie wydanie
Coraz duszniej, coraz ciaśniej
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.