Jak Pan, człowiek poprzedniego systemu, wspomina prezydenta Lecha Wałęsę, z którym przyszło Panu współpracować przez całą jego prezydenturę?
– Z Lechem Wałęsą miałem dobre relacje, okazywałem mu szacunek, bo był przewodniczącym wielkiego związku, przywódcą wielkiego buntu i reprezentował wielką siłę. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądały rokowania Jelcyn-Wałęsa w Warszawie w sprawie naszego wstąpienia do NATO. Wałęsa wymusił wówczas na Jelcynie zgodę, w sobie właściwy sposób, przy pomocy niekonwencjonalnych metod. Następnego dnia Jelcyn nie pamiętał o tych ustaleniach, a towarzyszący mu minister obrony i minister spraw zagranicznych wytłumaczyli Jelcynowi, że za daleko poszedł, zgadzając się na przystąpienie Polski do NATO. Wałęsa wówczas publicznie zwrócił się do prezydenta Rosji słowami: „Borys, albo jesteś prezydentem, albo nie jesteś. Mój minister spraw zagranicznych słucha się mnie, podobnie minister obrony, a twoi się Ciebie nie słuchają. Albo masz władzę i jesteś prezydentem, albo nie jesteś.” Postawił Jelcyna w kłopotliwej sytuacji i ostatecznie zaaprobowano te nocne ustalenia między prezydentami.
15 lat Polski w NATO
W swojej książce wraca Pan też do historii słynnej „goleni” Aleksandra Kwaśniewskiego. Co było przyczyną niedyspozycji prezydenta na uroczystościach w Katyniu w 1999 roku?
– Jeden może wypić więcej, drugi mniej, akurat Aleksander Kwaśniewski może wypić mniej, a niestety używanie alkoholu jest niezbędne do pełnienia publicznych funkcji. To była stypa z udziałem dostojników czterech wyznań, którzy jednakowo się zachowywali jeśli chodzi o alkohol. To był moment chwilowej słabości, na który wpłynęło rozgrzane powietrze na miejscu, po podróży w klimatyzowanym samolocie. Rzeczywiście prezydent potknął się przy składaniu zniczy, natomiast nie wypowiadał tam głupot, zachowywał się bardzo poprawnie. Co więcej, wygłosił znakomite przemówienie, które by można było bez żadnych poprawek drukować. Z całego zajścia zrobiono tylko medialny szum i przylgnęła do niego taka łatka.