Kurtki, których nie można zapiąć, lejki do paliwa bez uszczelek, herbata w dziurawych torebkach czy zabawki „jednorazowego użytku” – w PRL buble stanowiły powszechny problem i stały element wyposażenia sklepowych półek.
W 1984 roku na 70 tysięcy skontrolowanych produktów co trzecia rzecz nie nadawała się do użytku. Mimo, że nie powinny znaleźć się na sklepowej półkach, właśnie tam trafiały i z powodu wad latami na nich zalegały. System przeceniania bubli nie był zbyt jasny, więc handlowcy co jakiś czas po prostu odkurzali asortyment.
Sporą grupę produktów, które leżały w sklepach stanowiły rzeczy, które były po prostu brzydkie. Wykonane z kiepskich materiałów w nieciekawych kolorach. Takie produkty potrafiły po kilka lat bezskutecznie czekać na amatora. Mimo braku zainteresowania nie były przeceniane, bo … nie było podstaw. Wszak towar nie był wybrakowany.
Była jeszcze grupa produktów bubli z definicji, jak wyroby czekoladopodobne czy „samochodopodobne”. W tamtych czasach niełatwo było znaleźć kompletne auto mimo tego, że zjeżdżało właśnie z linii produkcyjnej.